NEWSLETTER
Raz na 2 tygodnie w środę wiadomość,
ode mnie dla Ciebie <3
Bardziej prywatne historie, informacje o nowych wpisach i o wydarzeniach
Wydaje mi się, że kiedyś wierzyłam we wszystko. W cyganów, którzy mnie porwą jak będę niegrzeczna, w to, że jak połknę pestkę z czereśni to wyrośnie mi w brzuchu drzewo. Niewiarygodne jak potrafimy wziąć na słowo to co ktoś mówi, przyjąć za prawdę i nie kwestionować. Najbardziej przeraża mnie to, że kwestionować zdanie innych ludzi zaczęłam dopiero w wieku 34 lat, po pierwszym leczonym epizodzie depresji. Przyznanie się do depresji było jak podpis pod tym, że żyłam według czyichś wymagań i wzorców, a nie własnych. Chciałam być doskonała, bo wmówiono mi, że tylko wtedy ktoś mnie pokocha. Musiałam być zawsze na tip top, najlepsza w szkole, najlepsza w pracy, bo tylko najlepszym życie się dobrze układa.
A to dobrze układające się życie to na przykład okładka w Forbesie przed trzydziestką, bo już okładka w Forbesie przed 40 to już porażka. I niestety bardzo długo żyłam według takich standardów.
Gdy zaczynałam pracę w pierwszej firmie IT, robiłam to z ogromnym poczuciem wstydu, bo wmówiono mi, że tylko słabiaki pracują w korpo, najlepsi to Ci, co mają biznesy. I to przeświadczenie długo ze mną było, że jestem chodzącą porażką, bo mój pierwszy biznes nie wypalił, a teraz pracuję w korpo. I długi czas przerabiałam to na terapii. Chciałabym dziś powiedzieć, że mnie to śmieszy, ale wcale nie śmieszy. Wszędzie nas otaczają slogany “zarób pierwszy milion w rok”, “zostań milionerem’, “10 praktyk ludzi sukcesu”. Ile ja tego gówna przeczytałam w młodości. Tak gówna. Dziesiątki książek rozwojowych, haseł, które próbują nas przekonać, że pieniądz ma jakąś niesamowitą wartość, ponad miłość, ponad wsparcie, ponad troskę. I to jest gówno. Nie dla mnie, nie moja prawda, w którą niestety wierzyłam zbyt długo.
Kilka miesięcy temu na imprezie wspomniałam koleżance, że wstaję ok 5:30, i nie to, że ze specjalnym zamiarem, tylko mój organizm się tak ostatnio przestawił. A ona na to skomentowała: “człowiek sukcesu”, “kolejny człowiek sukcesu”, wypijmy za to i wniosła toast. Odniosła się do popularnej informacji przekazywanej o ludziach sukcesu, że to Ci, co wstają rano. No nie, kurwa no nie. Taki toast staje mi w gardle. Nie wypije za żadne bycie człowiekiem sukcesu. Nie cierpię tego sformułowania.
Ja bym wolała abyśmy aspirowali do bycia człowiekiem. Po prostu, bez żadnych dostawek. Prawdziwym, tym co leży w łóżku, gdy jest smutny, tym co płacze po rozstaniu, tym co kocha i chce być kochanym. A przysłowiowy sukces, szczególnie ujęty w amerykańskich książkach rozwojowych czy dążenie do niego, moim zdaniem pcha w ramiona depresji. Prędzej czy później.
Nie wierzę w jeszcze więcej rzeczy. Nie uznaję przekonania, że nie można nikomu ufać oprócz siebie. Gdybym nikomu nie ufała, to bym umarła, nie umiem tak żyć. Nie umiem żyć w ciągłym poczuciu zagrożenia wobec drugiego człowieka. Nie wierzę, że płacz to słabość. Nie wierzę, że potrzeba pomocy stawia Cię niżej w społeczeństwie. Nie wierzę, że choroby są za karę. Nie wierzę, że brak wiary czy nadziei powoduje, że w naszym życiu staną się złe rzeczy. Nie wierzę, że sami jesteśmy sobie winni chorobom. Nie wierzę, że człowiek powinien sobie radzić sam ze wszystkim.
Szczerze powiedziawszy, to ja obecnie już w nic nie wierzę, dopóki sama tego nie sprawdzę. Dziś podważam wszystko i sprawdzam nie tylko przez swoją głowę, ale szczególnie przez swoje serce.
A Ty, w co już nie wierzysz?
kontakt(at)katarzynatworzy.pl
© 2022-2024 Katarzyna Tworzy | Polityka prywatności | Regulamin sklepu